Kocham szeptałem, ale mało jeszcze, skoro samotnie to wspomnę czasami i każde słowo staje się złowieszcze.
Nocą unoszą je jesienne deszcze, lato przykrywa babimi włosami - kocham szeptałem, zbyt nieśmiało jeszcze
i szepty milkły w liściastym szeleście zimnego wiatru. Gnał je alejkami, by każde słowo stało się raz jeszcze,
jesienną nocą powracało dreszczem, gdy w naszym parku pod złymi gwiazdami wszystkie te szepty szepczą się raz jeszcze.
Umilknij! Nic nie mów! Ocknij się wreszcie - to ja tym wiatrem szarpię gałązkami, bo wszystko kiedyś wróci do mnie jeszcze.
Umilknij! Nie mów i wyrwij nareszcie z czasu strasznego, gdzie wciąż zakochany zbyt czułe słowa zamieniasz w złowieszcze, i szepczesz kocham... lecz przeklniesz to jeszcze.